Wszyscy mówili że w prawie każdym pokoleniu jest czarna owca. W tym według wszystkim byłem ja w poprzednim Skaza. Skaza miał też świetny pomysł na przejęcie władzy ale nie umiał go dobrze wykonać. Powinien zabić Simbę kiedy mógł. Ja miałem zamiar wykonać mój plan lepiej. Hieny zostały też wykorzystane w nim. Zabrałem Kopę do wąwozu i zrobiłem dokładnie to samo co Skaza. Hieny zgoniły antylopy. Które pobiegły przez wąwóz. Było tak samo jak z Simbą. Pobiegłem po brata.
- Simba!!! Szybko stado pędzi wąwozem. Tam jest Kopa!- Krzyknąłem z udawanym strachem. Simba zrobił to samo co ojciec. Skoczył na pomoc synowi. Złapał małego i odstawił na półkę. Wskoczył ma ścianę i próbował się na nią wdrapać.
- Malka! Bracie pomóż mi!- Krzyknął. Wbiłem swoje pazury w jego łapy i mówiac:
- Niech żyje król! Puściłem go prosto w biegnące antylopy. Kiedy stado przebiegło Kopa zeszedł do wąwozu i szukał ojca tak jak Simba. Ja postąpiłem tak samo jak Skaza. Kopa uciekł hieny chciały go gonić ale zatrzymałem je.
- Zostawcie. Obiecałem Zirze że będzie mogła zabić Kopę za to że spotyka się z Vitani. No cóż teraz idę ogłosić tę rado..... to znaczy smutną wiadomość stadu.- Zaśmiałem się. Poszedłem na Lwią Skałę i powiedziałem wszystkim. A po chwili dodałem:
- Teraz nadszedł czas abym ja przejął rządy.- Powiedziałem. Jednak nie wziąłem pod uwagę wytrzymałości mojego brata. Niecałe dwa tygodnie po tym wydarzeniu zawołałem Nalę. Było tak jak z matką. W pewnym momencie zobaczyłem Simbę.
- Simba ty żyjesz?- Krzyknąłem zdziwiony i przerażony.
Simba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz